Dan Kindlon i Michael Thompson w książce „Wychowując Kaina. Jak zatroszczyć się o emocjonalne życie chłopców” pochylają się na emocjami chłopców i przekonują, że aby wychować ich na szczęśliwych i wrażliwych ludzi, rodzice i nauczyciele muszą pomóc chłopcom zrozumieć i nazywać swoje emocje. Argumentują, że najwyższy czas zapomnieć o tezie, że chłopaki nie płaczą i pozwolić naszym synom na przeżywanie emocji. Z korzyścią dla nich i całego świata
Chłopiec jest odkrywcą, matka – jego macierzystym portem. Przez całe pełne poszukiwań dzieciństwo chłopiec niesie z sobą – pod względem fizycznym i emocjonalnym – bezpieczeństwo i swojskość gwarantowane przez matkę. Dorastając, musi wyrobić sobie zdolność opuszczania jej bez całkowitego zerwania kontaktów i powracania do niej bez sprzeniewierzenia się własnemu ja. Matka ma do spełnienia podobne zadanie: musi starać się zrozumieć potrzeby syna w kolejnych okresach jego życia i właściwie na nie odpowiadać. Tak zrównoważony związek nazywamy synchronicznym.
Macierzyństwo zawsze sprowadza się do utrzymywania delikatnej równowagi pomiędzy bliskością i dystansem, lecz w kontaktach matek z synami występuje szczególnie wiele powodów, dla których ta synchronia może ulec zakłóceniu. Jeżeli matka nie potrafi w zmieniającym się zachowaniu i postawie syna rozpoznać nieuniknionych etapów jego rozwoju, pojawia się niebezpieczeństwo, że nie będzie umiała zapewnić synowi tego, co jest mu potrzebne, lub będzie próbowała nadal dawać mu to, czego syn już nie potrzebuje i nie pragnie”.
Wychowywanie syna stanowi dla wielu kobiet tym poważniejszy problem, że nie bardzo rozumieją chłopców, ponieważ nigdy nie postrzegały rzeczywistości z chłopięcej perspektywy lub mają wobec nich oczekiwania ukształtowane pod wpływem związków ze swoimi ojcami i braćmi.
Przyjmuje się powszechnie, że więź matki i syna ma ograniczoną trwałość: kończy się nieuchronnie, gdy chłopiec dorasta. W życiu chłopca niewątpliwie nadchodzi moment, kiedy najważniejszą osobą staje się ojciec i chłopiec zaczyna dostrzegać w sobie mężczyznę. Nie ma jednak takiego momentu, w którym syn – czteroletni, dziewięcioletni, trzynastoletni – musiałby „zrezygnować” z matki lub matka musiałaby „zrezygnować” z syna. Synchroniczny związek między tymi dwojgiem sam się przekształca – a także przekształca każde z nich – z upływem czasu.