BLOG Psychologiczno – Filozoficzny o Transformacjach Energii na Przełomach Życiowych
BLOG Psychologiczno – Filozoficzny o Transformacjach Energii na Przełomach Życiowych

Poleganie na sobie

Pierwsza nauka, jaką pobieramy, polega na opieraniu życia na zasadzie akceptacji, zamiast osłabiania się wpajanym nam powszechnie poczuciem własnej bezwartościowości.

Odtrutką na wyuczoną niewiarę w siebie jest głęboka samoakceptacja.
Ralph Waldo Emerson mówi o tym w swym eseju zatytułowanym Poleganie na sobie:

„W wykształceniu każdej jednostki jest chwila, w której dochodzi ona do przekonania, że zawiść jest nieznajomością rzeczy, że naśladownictwo jest samobójstwem, że siebie samą taką, jaką jest, musi brać jako swój posag; że chociaż szeroki wszechświat jest pełen dobra, ani jedno nasienie pożywnego ziarna nie wpadnie w jej rękę inaczej niż poprzez własny jej trud, włożony w tę działkę gruntu, jaka jej została oddana pod uprawę”.

Zawarte tu przesłanie każe nam zaakceptować siebie na każdym poziomie, zaakceptować swoje pochodzenie, swoją osobistą historię, swoje niepowodzenia i wszystko to, co odczuwamy jako słabości, jak również wszystkie swoje nadzieje, marzenia i pragnienia. Budowanie trzeba zaczynać od fundamentów, od samego dna własnej istoty, bez żadnego udawania.

Pomysły takie jak „muszę uzupełnić wykształcenie”, „muszę przeprowadzić się w inne miejsce”, „muszę poznać jeszcze jeden język” i temu podobne, dotyczą spraw drugorzędnych, a przy tym często maskują mentalność ubóstwa, nie pozwalającą nam przełamać błędnego koła frustracji, którą sami sobie fundujemy.
Termin obfitość od pewnego czasu często pada w kręgach kursów „prosperity” i nierzadko pobrzmiewa w nim fałszywa nuta.

Jeśli chcemy rzetelnie rozważyć, czy obfitość jest rzeczywistością, a wszystko inne złudzeniem, musimy zacząć od siebie, a nie od osądzania innych. Trzeba, abyśmy zrozumieli, że obfitość to prawdziwa  akceptacja samego siebie, i zdali sobie sprawę z fundamentalnego związku między obfitością a ufnością. Milioner, nie pozwalający sobie wydać dwa dolary na lody, nie zna obfitości;  Obfitość nie jest
kwestią tego, ile się ma, ale kwestią stosunku do tego, co się ma.

Naprawdę zaakceptować to, co się posiada swoje talenty, doświadczenia, jak też nieprzemijające  ułomności nie jest łatwo.

Tu jednak właśnie kryją się twoje skarby, nikt bowiem nie zebrał takich samych jak ty doświadczeń, nikt nie przyszedł na świat w dokładnie takich samych okolicznościach, a co za tym idzie nikt inny nie może dać światu tego samego, co ty. Z punktu widzenia życia każdy z nas jest kimś wyjątkowym.

Jeśli za rzadko mówiono ci o tym, teraz musisz odkryć tę prawdę sam/a. Musimy też odkrywać ją dla siebie nawzajem. Nikt nie urodził się w tym samym miejscu i czasie. Nikt nie może zrobić tego samego, co ty.
Nikt nie może zająć twojego miejsca we wszechświecie. Jeśli jakaś idea czy sposób robienia czegoś są naprawdę twoje, to nikt nie zdoła ci ich ukraść. Należą one do ciebie i one spotęgują twoją moc.

Żyć w obfitości to uznawać własne przeznaczenie za ważne, choćby wydawało się nie wiadomo jak małe albo niewiele znaczące. Taka afirmacja własnej niepowtarzalności stwarza sposobności, jakich nie sposób było przewidzieć.
Dotyczy to w równej mierze naszych tak zwanych słabości, jak i widocznych silnych stron.

Za chroniczną słabością lub pozorną niemożnością kryje się przesłanie, które należy odczytać, i uzdrawiająca siła, która szuka dla siebie miejsca. Niezwykle wysoki odsetek uzdrowicieli stanowią
ludzie, którzy sami przebyli ciężką chorobę. Kimkolwiek jesteśmy, zawsze znajdzie się jakiś materiał, z którym możemy pracować, a forma, jaka się z niego zrodzi, będzie zależała od tego, ile mu poświęcimy uwagi i troski.

Obfitość jest nade wszystko przekonaniem a co jeszcze ważniejsze poczuciem, że jest się kochanym. Gdy czujemy, że samo życie nas kocha, zaczynamy przeczuwać, iż zawsze było dla nas miejsce na świecie.
Trzeba się spotkać ze straszliwym lękiem przed odrzuceniem i zobaczyć, czym on jest doliną, przez którą musimy przejść, aby dotrzeć do miejsca ufności.

Skąd wziąć siłę, aby pokonać tę dolinę? Pamiętam, co mówił Martin Buber: jeśli choćby w chwili największej rozpaczy oddalimy się od świata, to w końcu, wychyliwszy głowę, spostrzeżemy, że
życie toczy się dalej. Nawet w godzinie naszego największego rozczarowania rzeka dalej płynie, ptaki latają, a chmury ciągną po niebie. Dochodzi tu do głosu wielki paradoks: prawdziwa obfitość wyłania się z pustki, z rozstania się z bożkami, w których znajduje oparcie nasza niepełna tożsamość.

Bramą do obfitości jest zdanie się na strumień życia, porzucenie nadziei, że ta lub inna osoba, idea czy instytucja będzie twoim wybawieniem.
Wystawianie życia na próbę, pozwalanie, aby poprowadziło nas tam, dokąd zechce, i aby samo o nas zadbało, to nie gra salonowa. Aby móc podążać własną drogą, być może przyjdzie ci podporządkować wszystko jednemu celowi. Być może przyjdzie ci zrezygnować z korzyści, których tak bardzo pożądałeś.

Ale życie wyjdzie ci naprzeciw, ponieważ prosiłeś je o to; ponieważ wejrzałeś w jego istotę. Rezultaty stają się widoczne powoli, ale w końcu rodzi się w tobie głębokie poczucie własnej wartości i zaufanie do
życia. Potrafisz wtedy akceptować jasne i ciemne strony swojej egzystencji swoje nieba i piekła, swoją zręczność i swoją nieporadność i wychwalać własne jestestwo”.

według ANTYKARIERA – RICK JAROW